Hej.
Dzisiaj chcę Wam opowiedzieć o klaczy, którą nazywamy Słońcem :)
Nie bez powodu jest tak nazywana...
***
Klaczą opiekuję się Diana, jedna z dziewcząt, która przyjechała z nami ze Stanów.
Klacz miała dziwną historię, raz "jasną", raz "ciemną". Tak jakby słońce dla niej, zachodziło, jednak po tej nieprzespanej nocy* znów wschodziło.
***
Urodziła się na farmie w 2009 roku, kiedy przejeżdżała tamtędy zamożna rodzina, odkupiła ją i mało myśląc zaczęła ujeżdżać.
Jednak klacz nie potrafiła... Nie potrafiła znieść tego że ktoś jej przeszkadzał.
Zamiast paść się na zielonych łąkach, została zmuszana do przeskakiwania przez przeszkody, bita batem, jednak, najbardziej przeszkadzała jej jedna rzecz, z którą tamte były nieporównywalne.
Wkładali jej do pyska metal, bolało ją to... Ale co miała zrobić, kupili skośnik zacisnęli na pysku,
ale bólu nie wyeliminowali, wręcz zwiększyli.
Po dwóch latach męki, rodzice dziewczyny sprzedali konia, z powodu że dziecko wyrosło z klaczy...
***
Monia trafiła do stajni, chodziła pod rekreacją, było jej lepiej...
Jednak szczęściem nie nacieszyła się długo, stajnia została zamknięta, a konie sprzedane...
Klacz została wywieziona do cyrku, woziła dzieci.
Ale znalazł się problem...
Nie dość że klaczy zaczęły ropieć kopyta, miała zostać oddana do handlarza.
Miał ją zastąpić "nowszy" model.
Potem do akcji wkroczyłam ja, dowiedziałam się o niej przez przypadek.
Kupiłam ją, przywiozłam, wtedy jeszcze nie mieliśmy Fancy Stable.
W stajni wszyscy się ze mnie śmiali, żartowali że kupiłam szkapę i że do niczego się nie nadaję...
Ale to chyba dzięki nim, Monia jest teraz ujeżdżona, tak bardzo to przeżywałam,
to że oni się ze mnie śmieją, że mi nie wierzą...
Że postawiłam sobie to zadanie, uwierzyłam w siebie...
I teraz czuję że było warto.
***
Teraz znów u Moni świeci słońce, i mam nadzieję że tak zostanie już na zawszę :)
Papa, do następnej notki :)
Rosale